To był marzec 2019 roku. Miałam wtedy za sobą szkolną naukę angielskiego, wspieraną kursami dodatkowymi które wtedy już było trochę wyparte przez hiszpański, ale nadal poziom był dość silnym B2+/C1-, szkolną naukę niemieckiego porzuconą po liceum, które zraziło mnie do tego języka pewnie i pozostało na etapie podstawowych podstaw, naukę hiszpańskiego na kursie – w tamtym momencie w trakcie C1 oraz po rocznym epizodzie z językiem chińskim, po tym jak grupa portugalskiego się nie utworzyła.
Planowałam cele kolejnej podróży, marzyły mi się wodospady Iguazu, a więc kierunek Brazylia stał się dość oczywistym. Po raz pierwszy trafiłam wtedy na kursy Sekrety Poliglotów. Kupiłam wtedy już bilety lotnicze na moją kolejną wyprawę, miałam więc cel – niecałe pół roku.
Był kwiecień 2019 roku i zdecydowałam, że spróbuję. Niby na swojej stronie pisali, że jak nie będę zadowolona to mogę oddać i zwrócą mi środki, wtedy w to nie do końca wierzyłam, ale chciałam sprawdzić inne opcje/metody, byłam ciekawa. Wykupiłam kurs. Pracowali wtedy w aplikacji AnkiDroid, więc miałam wiele technicznych problemów, pisałam maile i zadawałam bardzo dużo pytań. Nie mieli ze mną lekko, Kamila, siostra Konrada, który stworzył te kursy, wykazywała ogromną cierpliwość i na wszystko mi odpowiadała, we wszystkim zawsze pomogła. Wtedy w aplikacji Anki mogłam więcej „zamieszać” bo miałam dostęp do ustawień, więc oczywiście ze 2 czy 3 razy coś tam nabroiłam, bo prawie jak każdy kto zderza się z tymi kursami, tak i ja, miałam na początku problem z zaufaniem metodzie. Cierpliwie ratowali mnie naprawiając zdalnie moje ustawienia aplikacji, bo szybko okazywało się, że moje zmiany nie wychodzą mi na dobre i potrzebuję wrócić na ustawienia kursu. W końcu postanowiłam zaufać i już nic nie zmieniać.
W kursach są 2 zasady, które w tamtym czasie były dla mnie wręcz niewyobrażalne: nie powtarzaj póki co zdań po lektorze i nic nie notuj. Zdziwienie, które to wywoływało i wiem, że obecnie u wielu kolejnych osób nadal wywołuje, to przyzwyczajenia szkolne do konieczności wkuwania, bezmyślnego powtarzania w kółko, aby tylko kolejnego dnia zaliczyć sprawdzian. Wtedy nikt nas nie uczył jak się nauczyć i umieć, tylko pod zaliczenie i do przodu, bez powrotu do tego co było.
Zacznijmy od powtarzania, bo ta zasada dotyczy tylko początkowej fazy kursu. Ale każdego zawsze kusi, żeby już zacząć powtarzać. A czemu tego nie robić? Gdy powtarzamy za wcześnie, nie mając jeszcze wystarczająco dobrej ekspozycji na nowy język, jego głoski, wymowę, akcent, do naszego mózgu trafiają dobre wzorce z nagrania, a potem te nasze, często z błędami, ponieważ na tym etapie jeszcze za bardzo doszukujemy się odpowiedników w naszym języku i upraszczamy sobie wymowę. Nasz mózg jeszcze nie wie, które jest właściwe, więc miesza mu się i w rezultacie potem bardzo trudno jest o dobrą wymowę. Przyjrzyjmy się zajęciom szkolnym, gdzie Pani kazała coś powtórzyć kolejnym osobom, po wzorcu nauczyciela słyszeliśmy dużo błędnych wersji, to wszystko mieszało się w naszej głowie. Czy zna ktoś przypadek, że ucząc się w ten sposób w grupie, ktoś bez dodatkowych zajęć, zmiany sposobu nauki, potrafił bezbłędnie wymawiać w języku obcym? Ja na moim przykładzie wiem że nie. Dopiero podróże pomogły mi w swobodzie wypowiedzi po angielsku, gdy nie miałam wyjścia, w ten sam sposób szlifowałam mój hiszpański dobierając cele podróży tak, aby mieć ciągle konieczność używania tego języka i otaczania się żywym językiem (zwłaszcza gdy podróżowałam sama). Poza tym dużo szybciej zawsze rozumiemy język, niż potrafimy w nim się płynnie wypowiedzieć, opisywałam na ten temat eksperyment, który ostatnio przeprowadziłam z językiem niderlandzkim, czytaj TUTAJ >>
Druga zasada była dla mnie jeszcze trudniejsza, bo miała dotyczyć właściwie większości kursu, z wyjątkiem końcowych kilku zadań i swoich notatek przygotowując odpowiedzi na 3 rodzaj fiszek. Nie rób notatek! Ale jak to? Przecież moje kolorowe popodkreślane notatki, to mój znak rozpoznawczy, przecież jestem wzrokowcem i muszę notować, jak mogę zapamiętać, jak sobie nie wypiszę tego ładnie i nie powtórzę wiele razy? No więc skąd taka zasada? Nasz mózg jest z zasady leniwy, więc gdy zapisujemy coś, to dajemy mu sygnał, że już nie musi się wysilać, bo przecież mogę sobie sprawdzić. Po drugie same fiszki zajmują już sporo czasu, a robienie z tego notatek znacząco wydłużyłoby ten czas, często demotywując do dalszej nauki, ale przede wszystkim wytrącając z rytmu nauki w skupieniu. Postanowiłam więc i tu zaufać, zwłaszcza, że później po tych 3 miesiącach mogłam sobie te notatki uzupełnić, jeśli będzie taka potrzeba.
Siadałam do nauki, gdy miałam chwilę czasu, najczęściej przed snem, ale czasem i w ciągu dnia. Kolejna bariera była taka, że uwielbiam gramatykę, było mi tu jej za mało, miałam pytania, wątpliwości, a więc znowu zadawałam, otrzymywałam za wszystko odpowiedzi, ale i rady jak się uczyć. Wtedy był kolejny przełom. Nauczyłam się w jaki sposób mogę słuchać fiszek i starać się je zrozumieć bez tłumaczenia w głowie słowo po słowie. Wymagało to 2 rzeczy: nauki w skupieniu, bez rozpraszaczy w tle, po prostu słuchaniu zdań 2-3 razy, ale bez rozbijania na czynniki pierwsze.
To twój cel jest najważniejszy!
Starałam się zastosować do zasad i wierzyłam, że gdy w końcu odwiedzę wymarzony wodospad to będę mogła używać tam tego języka. Trudne więc było, żeby nie robić dodatkowych rzeczy, ale skupiłam się na celu, zwizualizowałam go i wiedziałam, że po kursie mam jeszcze 2,5 miesiąca na uzupełnienie podstawowej wiedzy przed wyjazdem. Pamiętaj, że wyznaczenie sobie konkretnego, mierzalnego i określonego w czasie celu jest ogromnie pomocne w motywowaniu samego siebie do nauki.
Gdy zaczęłam coraz więcej rozumieć nadszedł moment, w którym w końcu mogłam zacząć powtarzać. Zaczyna się to wtedy od pierwszego zdania, z którym już byłam osłuchana. Na początku przy pierwszych tłumaczeniach pomagało dosłowne tłumaczenie, ale z czasem i ono nie było potrzebne. Im bardziej się koncentrowałam tym łatwiej i szybciej szło. Porównując to z późniejszymi językami to jeszcze niemiecki, którego się kiedyś uczyłam i włoski, który był podobny szły mi w podobnym tempie, czyli nigdy nie potrzebowałam więcej niż 1h w skupieniu do przerobienia dziennej dawki materiału. Z innymi, bardziej odmiennymi językami zajmowało mi to więcej czasu, rekordzistą był węgierski, gdzie każde kolejne nowe były szczytem nie do zdobycia, ale po tygodniu czy dwóch stawał się całkiem przyjemnym pagórkiem. Dlatego nie powinno się nigdy porównywać z innymi, porównujmy się tylko sami ze sobą, oceniajmy tylko nasz postęp, zwłaszcza, że te kursy można kończyć tak długo jak ktoś chce, dostęp do nich nie wygasa z ostatnim tygodniem kursu.
Mimo braku notatek, mówieniu dopiero po kilku pierwszych tygodniach, braku tabelek gramatycznych, gdy doszło do trzeciego rodzaju fiszek, gdzie występują tylko pytania do samodzielnej odpowiedzi, to potrafiłam zbudować taką odpowiedź. Na tym etapie można korzystać ze słownika, uzupełniamy wiedzę o słownictwo potrzebne w naszym codziennym życiu.
Jaki był efekt mojej nauki przez 3 miesiące? Poszukałam zaraz po kursie native speakera, ponieważ jeszcze wtedy nie było kursu średnio zaawansowanego, do którego dołączyłam sobie rok później dla nowych fiszek i konwersacji. Miałam raz w tygodniu 2h z Brazylijczykiem, który mieszkał w moim mieście. Dużo rozmawialiśmy o codziennych sprawach, uzupełniałam też sobie trochę gramatykę po swojemu, aby poczuć się pewniej, ale szybko się okazało, że nadal zapamiętuję formy w gotowych kontekstach i już nie potrzebuję wkuwać żadnych tabelek. Przez te ostatnie 2 miesiące poza rozmowami dużo słuchałam podcastów do nauki brazylijskiej wersji, ale nie po polsku tylko od razu po portugalsku, wszystkie wyjaśnienia rozumiałam po kursie, a tylko utrwalałam wiedzę, uzupełniałam i dużo osłuchiwałam się z językiem.
I w końcu wyjechałam… Drugiego dnia pobytu w Rio popłynęłam w rejs po zatoce. Byłam z pół godziny wcześniej, nauczona w innych krajach, że tak trzeba, a tam było pusto, gdy po jakimś czasie, przyszły 3 osoby, zapytałam ich czy to na pewno tu, oni też na szczęście czekali na ten rejs. Zapytałam ich skąd są, okazało się, że są rodowitymi mieszkańcami Rio, to była matka z synem i przyjaciółką. Ponieważ długo nie było nikogo więcej zaczęliśmy rozmawiać, niestety nie znali ani słowa po angielsku czy hiszpańsku, zostawał mi portugalski. W czasie rejsu tak się zaprzyjaźniliśmy, że spędziliśmy potem do godziny 17 resztę dnia razem na plaży Copacabana. Tylko 3 razy musiałam się ratować słownikiem u nich w telefonie, gdy już na prawdę nie szło się domyślić o czym mówią, ale były to 3 słowa, które sprawdziliśmy, Do tej pory mamy kontakt na FB. Ten dzień dodał mi wiary w siebie. Dlatego jeszcze w tym samym roku postanowiłam zacząć język niemiecki, odkopując go z czasów licealnych do poziomu swobodnego dogadania się.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i sam/a chcesz spróbować, to możesz skorzystać z mojego kodu rabatowego dla czytelników Językowej Podróży, który otrzymałam dla Was po opublikowaniu mojej pierwszej recenzji tych kursów: TUTAJ.
KOD RABATOWY
JEZYKOWAPODROZ15
na 15% rabatu na dowolny kurs ze strony Sekrety Poliglotów.
Kursy popularnych języków startują co miesiąc, mniej popularnych co 3 miesiące. Do wyboru mamy kursy podstawowe w 90 dni lub kursy dla średnio zaawansowanych, o których przeczytacie TUTAJ.
Dla mnie języki obce to narzędzie do swobodnego podróżowania na własną rękę. Obecnie podejmując nowe projekty, nie potrzebuję dojść z językiem do poziomu B2 czy C1, w codziennej komunikacji wystarczy mi mocne A2 wchodzące na B1, ale dużo zalezy od doboru materiału i metod nauki. Nie mam już w planach rozwijać kolejnych języków na wysoki poziom. Piszę to aby uświadomić Wam, że to Wasz cel jest istotny, nie ma znaczenia jak wysoko go sobie postawicie. Musicie wiedzieć po co chcecie się uczyć, co to ma Wam dać, a nie za wszelką cenę ścigać się z innymi, którzy moga mieć inny cel i inne powody do swojej nauki.
U mnie ciekawość do nowego języka wzrasta wraz z planem wyjazdu, do kraju, z którego języka nie znam nic a nim, czasem ta ciekawość zatrzymuje się na podstawowym rozumieniu, czasem na podstawowej komunikacji, a czasem samą mnie zaskakuje i zaczyna się nauka dla przyjemności ponad mój cel, ale w zgodzie z sobą, a nie na pokaz czy dlatego że ktoś mi każe.
Nauka języka portugalskiego w wersji Brazylijskiej dała mi ogromnie dużo. Był to impuls do całkowitej zmiany podejścia do nauki języków obcych. Podróże i ludzie, których poznaję na mojej drodze to coś, czego nikt mi nie odbierze, to zostanie ze mną na na zawsze, dlatego nie żałuję ani chwili poświęconej na naukę tego ani jakiegokolwiek innego języka.
Ktoś mógłby zapytać po co? Czemu kolekcjonuję języki?
Odpowiedź jest prosta: ja nie kolekcjonuję języków tylko wspomnienia z ludźmi, z którymi w tych językach mogę choć trochę porozmawiać.